Recenzja filmu

Made in Poland (2010)
Przemysław Wojcieszek
Piotr Wawer jr
Janusz Chabior

Made in IV RP

"Made in Poland" dziś wydaje się podobny do swojego głównego bohatera. Chce coś zbroić, ale wygląda, jakby nie bardzo wiedział co.
Narzekamy na kilkutygodniowy poślizg, z jakim w polskich kinach lądują czasem amerykańskie hity, jakby nikt nie zauważył, że najdłuższą drogę do pokonania mają bardzo często filmy polskie. Czasem to dobry test dla filmu, który okazuje się odporny na niszczące działanie czasu i mimo kilkunastu miesięcy, które upłynęły od jakiejś festiwalowej premiery, wydaje się świeżutki i pełen energii. Czasami jednak w oczekiwaniu na widzów wytraca się cały impet. Tak jest, niestety, w przypadku "Made in Poland", który wydaje się znudzony sobą i zagubiony na równi ze swoim bohaterem.

Boguś ma 17 lat i jest wkurwiony. Słowo może jest wulgarne, ale ważne, bo to trochę nie na miejscu mówić, że "stracił spokój ducha" o kimś, kto wytatuował sobie na czole napis "fuck of". Wszystko wokół wydaje się spsiałe i nic niewarte. Chłopak obudził się z tym czymś w środku, co każe mu chodzić z metalowym prętem po osiedlu, demolować samochody, budki telefoniczne i nawoływać do rewolucji. Biega, krzyczy, miota się i szuka wskazówek. Bo od tej całej "rewolucji" wkurwienia mu nie ubywa. Wygarnie księdzu, co myśli o nim i tej całej religii (Boguś do niedawna był ministrantem), spróbuje posprzeczać się z matką – oddaną fanką Krzysztofa Krawczyka, i znaleźć autorytet w byłym nauczycielu polskiego – poetyckiej duszy zamkniętej w zalkoholizowanym ciele. Po drodze otrze się o wielkie uczucie i wielkie niebezpieczeństwo – pozna dziewczynę i narazi się gangsterom.

Przemysław Wojcieszek od swojego debiutu był bardzo pozytywnym zjawiskiem na mapie polskiego kina. Zawitał tu z pominięciem poczekalni – nie kończył szkoły filmowej, nie mógł więc ubiegać się o dofinansowanie swojego pierwszego projektu. Po prostu wziął się do pracy: po napisaniu scenariusza "Poniedziałku" zrealizowanego przez Witolda Adamka, samodzielnie wyreżyserował, niemal bez budżetu, "Zabij ich wszystkich" i energetyczne, bezpretensjonalne "Głośniej od bomb". Później jednak coraz trudniej było mu znaleźć klucz do kolejnych opowieści o 30-letnich Polakach. Zwłaszcza "Doskonałe popołudnie" uginało się pod ciężarem tego, co Witoldowi Adamkowi przeszkadzało już w tekście "Poniedziałku" – deklaratywności. Filmy Wojcieszka dzieją się w polskim "tu i teraz" – próbują o tym "tu i teraz" opowiadać i boksować się z nim. Dzięki temu bywają świeże i zadziorne. Ale kiedy wpadają w myślowe schematy, stają się nieznośne, jakby posklejano je z rzeczywistości gazetowej, w której bohaterowie zamieniają się w figury. Każdy biznesmen jest ćwokiem opychającym się kiełbasą, każda emerytka moherową dewotką i tylko jakiś młody idealista ma dość odwagi, by czytać poetów  i bojkotować McDonalda.

"Made in Poland" udaje się ominąć wiele takich pułapek, ale niestety po filmie widać, że jest ciążą mocno przenoszoną. Tekst, który powstawał początkowo jako scenariusz filmowy, już wiele lat temu został zaadaptowany na potrzeby teatru. Sztuka Wojcieszka była sporym wydarzeniem i wpisała się w nastrój gorących dyskusji politycznych, które animowały życie kulturalne w czasach egzotycznych koalicji rządowych projektowanych przez PiS, oraz towarzyszących im rozmów o Prawdziwych Polakach. Po kilku latach reżyser zamienił swój największy sukces w film, który dodatkowy rok czekał na kinową dystrybucję i dziś wydaje się podobny do swojego głównego bohatera. Chce coś zbroić, ale wygląda, jakby nie bardzo wiedział co. Niby jest wyrazisty, ale jednak jakiś niemrawy. Niby ma buntownicze 17 lat, ale wygląda na 30. A to w przypadku buntowników naprawdę duża różnica.

Janusz Chabior kradnie z drugiego planu każdą scenę, w której się pojawia. Jak zwykle przykuwa uwagę praca operatorska Jolanty Dylewskiej, która inteligentnie wpisuje się w "punkującą" koncepcję reżysera. To chyba najciekawszy i najbardziej dopracowany formalnie film Wojcieszka, dzięki czemu ogląda się go naprawdę nieźle. Ale ze wszystkich jego dotychczasowych filmów – także najbardziej obojętnie.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones